wtorek, 27 października 2015

Sherry Nidalee

http://pre09.deviantart.net/7362/th/pre/i/2015/152/3/b/homesick_by_wlop-d8vlh61.jpg 
 Imię: Sherry (Sher)
Nazwisko: Nidalee
Wiek: zgubiła rachubę w dniach, jednak z jej wyliczeń wynika, że niedługo skończy 17 lat
Data urodzin: 1 grudnia 1476
Zawód: aktualnie nie zajmuje się niczym konkretnym. Robi wszystko, co pozwoli jej zarobić choć trochę pieniędzy
Charakter: Uwielbia przebywać wśród ludzi. Rozmawiać z nimi, śmiać się, choć jako dziecko była bardzo nieśmiała. Wciąż taka jest, choć uparcie walczy ze swoją naturą. Nie chce, by cokolwiek w życiu ją ominęło. Pragnie znaleźć dla siebie bezpieczne miejsce. Zdobyć przyjaciół i odnaleźć miłość. Zawsze pragnęła tylko tego, jednak im jest starsza, tym bardziej doskwiera jej samotność.
Nie znaczy to, że nie lubi być sama. Przyzwyczaiła się do tego i polubiła te chwile, gdy może zająć się tylko sobą i swoimi myślami. Stara się z całych sił, by nie dać się pochłonąć złym myślom i smutkowi. Nie pozwala sobie na płacz, chyba że ma stuprocentową pewność, że nikt tego nie zobaczy.
Od urodzenia uwielbiała marzyć i wymyślać niezliczone scenariusze swojego przyszłego życia. Mimo, że nie wszystko potoczyło się po jej myśli, wciąż ma nadzieję którą ogrzewa się w gorsze chwile i wierzy, że któregoś dnia osiągnie wszystko co sobie kiedykolwiek wymarzyła. Nie ważne, jak ciężkie jest jej życie, myśli tylko o ciepłych chwilach, jakie na nią czekają. Bo czekają. Nie przyjmuje do wiadomości żadnego innego scenariusza. To jej siła. Jest w stanie znieść wszystko, dopóki pamięta, że za jakiś czas, może za kilka dni, może kilka miesięcy, w końcu będzie mogła wyjść z cienia i z uśmiechem powitać słońce.
Wygląd: Od urodzenia ma niezwykle jasną cerę i równie jasne, szaro-białe włosy, spod których wystaje para długich, szpiczastych uszu. W niebieskich oczach już od dawna nie zawitały iskierki radości i szczęścia, jest w nich jednak wiara i nieograniczona ufność.
Średniego wzrostu, zawsze stara się stać wyprostowana. Porusza się z wrodzoną gracją, stąpając lekko, jakby w ogóle nie dotykała ziemi. Kiedyś często słyszała od ludzi, że gdy idzie w ich stronę, mają wrażenie, że patrzą na zjawę płynącą w ich stronę po tafli jeziora. Nigdy nie rozumiała, co dokładnie mieli na myśli, jednak przyjmowała komplement z uśmiechem na ustach i lekko zaczerwienionymi policzkami.
Magia: z tego co wie, nie posiada żadnych magicznych umiejętności, choć może się mylić bo w jej otoczeniu, zawsze działy się różne dziwne rzeczy, których nie potrafiła wyjaśnić
Koń: boi się koni, tak jak większości zwierząt większych niż ona sama
Umiejętności: jest świetną tancerką. potrafi dostosować się do każdego rodzaju muzyki, choć zawsze zawiązuje swoimi ruchami do baletu, który uwielbia i tańca towarzyskiego. Uwielbia również grać i śpiewać, choć jej ulubionymi instrumentami są skrzypce i fortepian.
Zauroczenie: pamięta, że kiedyś była w kimś zakochana… a przynajmniej na czyiś czuła motylki w brzuchu. Teraz jednak, nie pamięta nawet jego twarzy. Pozostało tylko mętne wspomnienie uczucia.
Potomstwo: nie ma i boi się że nigdy nie będzie mieć. Boi się skrzywdzić dziecko wydając je na świat który zna.
Rodzina: nie pamięta nikogo, choć niektóre imiona i wspomnienia wydają się dziwnie podnoszące na duchu w mroźne, bezbarwne noce
Historia: Nie pamięta prawie niczego. A Przynajmniej niczego, co mogłoby mieć dla niej jakieś większe znaczenie. Wie, że wybuchł bunt. Wie, że musiała uciekać i ukrywać się przez bardzo długi czas. Nie wie jednak dlaczego. Pamięta mnóstwo krwi i krzyki, które nawiedzają ją każdej nocy, nie wie jednak do kogo należały.
Nie pamięta nic, co miałoby dla niej znaczenie. Wie tylko, że uciekła, przeżyła… Nie potrafi jednak wrócić. Błąka się w ciemności. Głodna i wyziębiona. Robiła co mogła by przeżyć jednak po tak długim czasie, nie ma już sił dłużej walczyć. Nawet nie wie, jak dużo czasu minęło. Starała się pamiętać. Przez bardzo długi czas wmawiała sobie, że pamięta wszystko. Rodzinę, przyjaciół, znajomych. W końcu jednak do niej dotarło, że oni wszyscy byli tylko marzeniami. Nocnymi duchami. Zjawami ścigającymi ją nawet, gdy już nie śpi.
Autor: its.lovely@interia.pl, Howrse: Blangel

poniedziałek, 5 października 2015

Darkness Queen

http://www.equine-photo.com/wp-content/uploads/2015/02/arab-portret-wiosna.jpg 

Imię: Darkness Queen
Płeć: Klacz
Wiek: 5 lat
Charakter: Bardzo krnąbrne stworzonko. Nieufna, agresywna, dominująca i płochwliwa. Żeby zdobyć jej zaufanie trzeba znać ją od źrebaka, a zną ją od źrebaka tylko Soph. Gdy się do niej zbliżysz prawdopodobnie Cię ugryzie. Lub kopnie. Lub co jej tam jeszcze przyjdzie do głowy. Dominuje nad każdym człowiekiem i koniem. Jeżeli ktoś spróbuje naruszyć jej strefę osobistą to to będzie ostatnia rzecz jaką zrobił. W sumie najmniejszy szelest liścia może tą klacz śmiertelnie przestraszyć. Jeżeli jest przy niej Soph, prawdopodobnie będziesz mógł ją dotknąć. Ale jeśli jej przy niej nie ma to nie ryzykuj. No chyba, że chcesz popełnić samobójstwo. Przy Sophie zmienia się o 360 stopni. Staje się uległa, spokojna i zrelaksowana. Przy niej może się spłoszyć smoka, ale niczego innego. Sophie i Dark są tak jakby połączone niewidzialną pępowiną. Najchętniej zawsze trzymałyby się razem. Dopiero gdy jej pani jest przy niej jest ona w stanie znieść towarzystwo kogo innego niż jej samej.Ta klacz jest idealnym koniem i do dresażu i do skoków, jest również bardzo wytrzymała i silna.
Rasa: Koń czystej krwi arabskiej
Aparycja: Ideał konia, jak rzekliby znawcy. Nie jest zbyt wysoka, przez swoją szlachetną rasę, ponieważ ma niespełna 156 cm w kłębie. Ma ciemnogniadą maść, która ślicznie połyskuje w słońcu. Ciemna grzywa spada długą, falowaną kaskadą na umięśnioną łopatkę klaczy. Zad krótki i poziomy, ogon wysoko osadzony, zawsze dumnie noszony w górze. Sucha głowa o profilu szczupaczym, typowym dla arabów. Oczy duże i wyraziste. Chrapy są małe, zazwyczaj rozszerzone. Sylwetka bardzo szlachetna i lekka, wpisana w kwadrat. Nogi są suche i doskonałej jakości, kopyta twarde i wytrzymałe. Szlachetności koniowi dodaje długa łabędzia szyja i piękna głowa z szeroko rozwartymi nozdrzami. Chody tych koni są bardzo lekkie. Galop jest szybki i wytrzymały, kłus bardzo szlachetny, jak gdyby Dark unosiła się w powietrzu. Stęp trochę zbyt krótki.
Umiejętności:
~Szybkość: 45pkt.
~Zwinność: 35pkt.
~Wytrzymałość: 40pkt.
~Dresaż: 45pkt.
Inne: ~Klacz należy do najbardziej powszechnego typu koni arabskich: Saklavi
Właściciel: Sophie Carter
 

Sophie Cartrer


Imię: Sophie
Nazwisko: Carter
 Wiek: 22 lata
Urodziny: 25 październik 1470 rok
Zawód: Pisarka powieści
Charakter: Jako dziecko Sophie była bardzo spokojna i posłuszna. Zawsze robiła to co powiedział dorosły i nie miała odwagi się sprzeciwić komukolwiek. W stosunku do swoich rówieśników była bardzo zasadnicza. Zawsze wszystkimi rządziła, dlatego też nie była szczególnie lubiana. A była taka pewnie, dlatego, że czuła się do tego zobowiązana i rodzice jej to ciągle wpajali. Otóż chodzi o to, iż jest córką pary królewskiej. Gdy pewnego ranka, siedząc w ogrodzie odkryła swą moc, coś w niej pękło. Niespałno 12 latka nagle zaczęła władać ziemią. Jej rodzice nigdy jej nie szanowali i nie chwialili i w dodatku dziewczynka nie raz została pobita, ale mimo wszystko nie przestawała być spokojna i opanowana. Ale, gdy zdała sobie sprawę, że włada nad niebezpieczną mocą zaczęła się buntować. Nie słuchała się już rodziców, ani nauczycieli. Gdy para królewska zaobaczyła przypadkiem, iż ich córka ma moc nad, którą nie panuje planowali ją gdzieś oddać. Soph to wszystko usłyszała i w nocy uciekła. I ufała tylko zwierzętom. Teraz jest zupełnie inna niż w dzieciństwie. Jest nieufna i gdy zapytasz o cokolwiek o niej, zapewne nie odpowie, może nawet niepostrzeżenie ucieknie. Jest małomówna i woli słuchać niż mówić. Soph to zamknięta w sobie osoba. Nigdy nikomu nie mówi o swoich problemach, co uważa, iż nie potrzeba zatrącać innym głowy swoicmi problemami. Bardzo wredna i oschła. Jej ton głosu przyprowadza o dreszcze, tak samo jak jej wyraz oczu. Gdy odezwiesz się do niej choćby słowem, możliwe, że coś odwarknie lub, w ogóle się nie odezwie. Nie wiadomo, która wersja lepsza. Mało jest takich introwertycznych osób jak ona. Jeżeli spotkasz ją w miejscu w, którym jest tłum, lub po prostu są ludzie to znaczy, że to była stawka o życie jej konia lub niej. Sophie nie lubi ludzi i jak dotąd żadnemu w pełni nie zaufała. Zostało jej coś po dziecińswtie, ponieważ ciągle dość ciężko wyprowadzić ją z równowagi. Zazwyczaj ona swoim olewaniem i spokojem doprowadzał do szału swoich rozmówców. Spotkała i zwiedziła, więcej niż nie jeden starzec i nabrała dzięki tym podrózom bardzo dużo mądrości życiowej. Nigdy nie mówi głośno, bardzo nie lubi głośnych, tłocznych miejsc, może to też, dlatego, że ma bardzo delikatny, ale doskonały słuch. 10 lat w samotności, bez jedzenia sprawiło, że zrobiła się sprytna i chytra, w dodatku zaczęła prześwietnie kłamać. Nigdy nie idzie za tłumem i zawsze zrobi wszystko po swojemu. Powiesz jej A, ona zrobi B, a może nawet pomyśli o C. W stosunku do zwierząt niezwykle czuła i opikuńcza, a w razie potrzeby stanowcza. Kocha konie i wszystko co z nimi związane. Pracuje z nimi naturalnie, ale również z siodła. Zawsze, ale to zawsze jeździ „po męsku”. Świetnie dogaduje się z każdym koniem i ogólnie z każdym zwierzęciem. Nigdy nawet nie pomyślała o tym, aby podnieść rękę na zwierzę, zawsze się jej słuchały i traktowały jako swoją „władczynię”. Kocha momenty podczas, których siedzi na grzbiecie swojej klaczy, panując nad nią tylko głosem i mową ciała. Czuje się wtedy wolna. Tak wolna, jak nigdy indziej nie jest.  Pisanie powieści to jest jej kolejna pasja. Często siada, gdzieś na trawie lub też u siebie na podłodze i przelewa wszystkie swoje myśli na papier. Nigdy nie pisze z przymusu, lub coś takiego. Jest świetną łuczniczką, ale nigdy z łuku nie celuje do zwierząt. Lubi też rysować, szczególnie przyrodę, ponieważ bardzo lubi spędzać czas na świeżym powietrzu, w towarzystwie, wiatru, trawy, zwierząt… Nie lubi rzucać się w oczy, dlatego też nigdy nie ubiera się wyzywająco. Nigdy nie weźmie do ust mięsa i zresztą nigdy go do ust nie wzięła, przez co rodzice zawsze byli na nią źli, lecz ona nie potrafiła zrozumieć jak można zabijać bezbronne zwierzęta.
Wygląd: Bardzo szczupła i zgrabna sylwetka. Nie jest posiadaczką dużych kobiecych kształtów, ale bardzo się z tego cieszy, bo dzięki temu nie przyciąga, aż tak uwagi innych. Chociaż jej polceranowa, delitatna uroda robi swoje i każdy mężczyzna obraca się i przygląda. Cera jest iście szlachecka, czyli blada, chociaż od ponad 10 lat nie była w pałacu. Włosy mają odcień jasnego blondu, czasem wyglądają jak białe. Zwykle ma je rozpuszczone, czasem spięte w koński ogon. Oczy zawsze wyrażają to co czuje, ale trzeba umieć w nie patrzeć, żeby to dostrzec. Mają kolor nieba, gdy była dzieckiem były jeszcze bardziej błękitne. Rzęsy są bardzo gęste i długie, nieco ciemniejsze od włosów. Nos, bardzo proporcjonalny, mały, zgrabny i prosty. Usta nie są bardziej pełne niż powinny, mają odcień bladej czereśni. Niesamowicie zgrabne nogi, których zazdrości każda kobieta. Ogólnie 90% swojej urody odziedziczyła po pra, pra, pra, pra babci.Ubrana zazwyczaj w brudno- szmaragdowej sukience, ze złotymi wykończeniami. Na szyj zawsze szmaragdowo-złoty naszyjnik. Gdy idzie do ludzi, zawsze bierze strzały i łuk ze sobą no i jeszcze nóż. Zostały jej chrakterystyczne cechy szlachcianki. Porusza się z niesamowitą gracją i podczas trzymania czegoś w dłoni ostatni palec ma w górze.
Magia: Soph włada ziemią. Jej moc objawiła się w wieku dziecięcym i przez nią była odrzucona i każdy się jej bał. Dziewczynka musiała sama opanować żywioł. Teraz robi to bez trudności. Może się wydawać również, że jest władczynią koni.
Koń: Darkness Queen
Umiejętności: Przede wszystkim Soph świetnie zajmuje się zwierzętami, a w szczególności końmi z siodła jak i z ziemi. Chyba nie ma drugiej osoby, która by tak świetnie jeździła konno, zarówno po damsku jak i po męsku. Pracuje z końmi naturalnie i robi to prześwietnie. Perfekcyjnie strzela z łuku, nigdy do zwierząt, lecz do innych, czasem… ruchomych celów, ale nigdy nie do zwierząt. Pisze piękne powieści, wylewane prosto z serca. Rysuje ślicznie, lecz często się w tej dziedzinie nie docenia. Jest niesamowicie szybka i zwinna i nie można zaprzeczyć, jest też dość silna jak na szlachciankę.
Zauroczenie: ---
Potomstwo: ---
Rodzina: Matka- Veronic, ojciec- Damien
Historia: Córka pary królewskiej, urodzona w krainie Moonland. Teoretycznie nikt nie zna tego bogatego królestwa, ale jest ono bardzo ważne w gospodarce w sumie całego świata. Grzeczna i wychowana, nigdy przy ważnych osobistościach się nie stawiała, przez co przybysze z dalekich krajów zawsze uważali, że jest skarbem. To tylko, dlatego, że bała się rodziców, bo w środku wszystko się w niej buntowało. Ojciec często ją bił, a matka patrzyła tylko i mówiła: „Następnym razem, zachowasz się lepiej”, a Soph wyła z bólu, przez co ojciec bił ją mocniej. Pewnego słonecznego dnia, jak zawsze dziewczynka poszła posiedzieć w ogrodzie. Przymknęła oczy i wsłuchiwała się w świergot ptaków. Nagle poczuła jak coś ją podnosi do góry, poczuła zapach ziemi. Otworzyła oczy i ujrzała, że wraz z ziemią podniosła się w górę. Zaczęła panikować, ale wiedziała, że jeśli powie coś rodzcom mogą ją poważnie skrzywdzić. Musiała się pilnować. Nie wychodziła na dwór, obchodziła szerokim łukiem wszelkie kwiaty. Jednak kiedyś przy obiedzie, niestey- rodzina postanowiła, że przyozdobią stół kwiatem. Ponieważ 12 letnie dziecko nie umiało panować nad swoją mocą, cała kolacja została zepsuta, przez to, że kwiat ni stąd ni zowąd zaczął siać spustoszenie. Para królewska wiedziała o co chodzi, ponieważ matka królowej miała tą samą moc. Co dziwne sama królowa jej nie miała. Wysłali płaczącą dziewczynkę do komnaty i sami zaczęli się naradzać. Dziewczynka płakała, bo wiedziała, że zostanie, albo zabita, albo wpędzona do lochów. Coś się w niej zaczęło buntować. Gdy ojciec przyszedł i oświadczył, że jutro będzie kres jej dni w tym pokoju zaczęło się w niej gotować. Z zaciśniętymi zębami, pokiwała głową, a w nocy? A w nocy uciekła przez okno. Po raz pierwszy wtedy użyła swojej mocy, umyślnie. Pewnie dziwicie się ja 12 letnia dziewczynka przetrwała w dziczy. A więc… Pomógł jej koń, ale nie Derkness Quenn. Inny koń, który potem oddał za nią życie. Kochała go tak samo jak teraz Dark. Bardzo nie lubi o tym opowiadać. Przez 5 lat nauczyła się strzelać z łuku, kraść i opanowała swoją moc. Ponadto zaczęła pasjonować się pisaniem i rysowaniem. Oprócz tego wspominała momenty spędzone z… Nieważne. Pewnego wieczoru, gdy szukała schronienia na przenocowanie, usłyszała żałosne kwikanie. Pobiegła za dźwiękiem i ujrzała… rodzącą klacz… Pomogła jej, ale niestety- klacz zdechła w czasie porodu. Co innego z jej źrebakiem. Mała gniada kuleczka była osierocona. Kto się zaczął nią zajmować? Oczywiście Soph. A dlaczego Darkness Queen? Bo ta mała miała chrakterek. Ale po kilku miesiącach zaczęła ufać Sophie. Bezgranicznie i tak pozostało do dziś. A jak znalazła krainę Antross… W sumie sama nie wie, ale postanowiła, że wypada w końcu gdzieś się osiedlić.
Autor: natkajaw@gmail.com

sobota, 3 października 2015

Od Riley



Wiatr szumiał, poruszając gałęziami nagich drzew. W rozpadającym się budynku, na strychu widać było światło, bijące ze środka. Wosk z małej świeczki, rozgrzany ogniem kapał bezszelestnie na starą, drewnianą podłogę. Ponoć mieściła się tu wcześniej piekarnia, lecz właściciel podupadł na zdrowiu i musiał wyjechać na leczenie. Nigdy nie wrócił, więc dom został wystawiony na sprzedaż. Wilgotne ściany pokrył już grzyb, a schody prowadzące na drugie piętro skrzypiały z każdym krokiem. Ale mi w ogóle to nie przeszkadzało.. Marzyłam o takim miejscu. Mogłam się tu ukryć i nikt mi nie przeszkadzał. Siedziałam właśnie na strychu. Poprzedni mieszkaniec zostawił wszystkie meble, rzecz jasna bez zawartości, ale jednak. Siedziałam teraz w głębokim, bordowym fotelu, który miał już wyblakłe nogi. Obok stał mały, również drewniany stolik. Stała na nim dopiero, co zaparzona herbata i stare listy, związane starannie niebieską wstążką. Wszystkie były zaadresowane do jednej osoby. "Riley Anderson" głosił napis na kopercie. Z czułością przejechałam opuszkami palców po wytartej powierzchni kartki. Spisane piórem litery łączyły się w słowa, a te w zdania. Lecz człowiek, który był nadawcą już nie żył. Ile czasu minęło od jego śmierci? Trzy miesiące? Wolałam nie pamiętać. Zapomnieć. Tęsknota stawała się nie do zniesienia. Ostrożnie schowałam list i jednym podmuchem zgasiłam wypalająca się świeczkę. Ostrożnie zeszłam na dół. W sali było kompletnie ciemno, ale kto przyzwyczaił swój wzrok do ciemności, mógł dostrzec wszystko. Spojrzałam w lustro, które mieściło się na całej prawej ścianie. Małe baletnice, jak i duże tancerki musiały mieć odbicie swego tańca. Znać każdy swój ruch. Przy lustrzanej ścianie przymocowana była poręcz do rozciągania. Chwyciłam za nią dłonią i zaczęła codzienne ćwiczenia. Niedługo nie będę mogła już robić tego, co zwykle. Zostanę matką. Muszę zacząć na siebie uważać. Dziecko było jedynym sensem mojego życia. Straciłam największą podporę, najlepszego przyjaciela, opiekuna. Miłość. Musiałam iść dalej. Pogładziłam lekko zaokrąglony brzuch i poszłam spać.
***
Już o poranku do drzwi zapukały małe dziewczynki z najmłodszej grupy. Wstawałam wcześnie, więc zdążyłam się przygotować. W sumie w ogóle nie sypiałam, a jeżeli już, to śniły mi się same koszmary. Przywitałam dzieci łagodnym uśmiechem, a te zachęcone, pobiegły do sali. Szybko przebrały się w blado różowe sukienki z tiulem i zaczęły się rozciągać. Ciekawe, kiedy moje dziecko takie będzie? Miałam wyrzuty sumienia. Byłam w stanie zapewnić mu godne życie, ale nie ojca. Z drugiej strony, to nie moja wina, że Adam nie żył. Nawet nie miałam szansy go uratować. Zabiję każdego, kto będzie chciał skrzywdzić moje dziecko. Coraz bardziej oddając się przemyśleniom, zapomniałam o dzieciach, które czekały, aż zacznę uczyć ich dalszej części układu. Dawniej mogłyby występować w święto dożynek, ale teraz było inaczej. Nie było radosnych świąt, nie było króla. To właśnie przyniosła rebelia. Bunt, który miał przynieść lepsze, równe życie, zabrał tysiące ludzi i nie przyniósł żadnych korzyści. Czy było sens w ogóle go wszczynać? Ludzie byli głupi, sądząc, że to coś zmieni. I tak nadal każdy musiał walczyć o własny byt. Żałosne. Dobrze, że ja miałam za co żyć. Nie miałam wyrzutów sumienia, że zabrałam oszczędności ze skarbca rodziców. Byłam jedynaczką i tylko mi się należały. Biżuteria, klejnoty, wszystko to, co mój ród zdobywał przez lata. Nie. Nie miałam żadnych wyrzutów sumienia. Myślami wróciłam do dzieci, które kręciły piruety w powietrzu. Robiły postępy i w przyszłości mogłyby stanąć na deskach teatru. Potrzebuję kogoś, kto zastąpi mnie, gdy mój brzuch będzie już tak wielki, że nie będę mogła pokazywać im kolejnych kroków. Rzuciłam krótko, by ćwiczyły część układu, który już poznały i poszłam do gabinetu. Na wykonanym z starego drewna biurku spoczywał czarny kałamarz i białe, ptasie pióro. Subtelnym ruchem umoczyłam jego końcówkę w niebieskim atramencie i zaczęłam kreślić znaki na kartce. Potem wyszłam na zewnątrz, by powiesić ją na frontowych drzwiach. Powietrze było rześkie i z przyjemnością wdychałam jego odmęty. Najchętniej wybrałabym się na długi spacer, by podziwiać uroki jesieni i dotlenić umysł, lecz wzywały mnie obowiązki. Zostawiłam kartkę informującą, o poszukiwaniach dobrego tancerza lub dwóch i wróciłam do dziewczynek. Tańczyły, ubrane w pastelowy róż i czystą biel. Wyglądały uroczo. Zaczęłam odliczać i poprawiać ich kroki.
***
Po południu przybyły dziewczyny z grupy średniej. Były w wieku, w którym dowiedziałam się, że czeka mnie przyszłość z obcym mężczyzną. Oczyma wyobraźni wróciłam do tamtej chwili. Nie bałam się. Wiedziałam, że do czasu ślubu, coś mnie uratuje. W ogóle nie dopuszczałam do siebie myśli, że nie wyjdę za mąż z miłości. Ponieważ nie zaznałam jej zbyt dużo, bardzo jej łaknęłam. Gdy myślałam o baronie Voynickim, widziałam obleśnego starca, grubego i z tłustymi włosami. Nie, za nic w świecie nie chciałam za niego wyjść. Mojego męża wyobrażałam sobie, jako przystojnego młodzieńca, obowiązkowo na białym koniu. Nie musiał być bogaty, wystarczyłoby mnie miłował. Z całego serca wierzyłam, że jest tam gdzieś i na mnie czeka. Nie pomyliłam się. Adam był wyjątkowo przystojny. Urokliwy uśmiech i bujna czupryna okalająca jego twarz, tworzyły mieszankę wybuchową. Ujmował kobiety jednym spojrzeniem swych błękitnych oczu. Na początku nie rozumiałam, że był podrywaczem i schlebiało mi, że zainteresował się właśnie mną. Potem zrozumiałam, że przeze mnie przeszedł wewnętrzną przemianę. Opiekował się mną. Pokazał mi świt, jakiego nie znałam. Mam nadzieję, że ja też czegoś go nauczyłam. Obdarzyłam go tą miłością, która przez lata nie miała kogo kochać. Nauczyłam go, jak troszczyć się o drugą osobę. Nigdy nie zapomnę, jak pierwszy raz zabrał mnie do zwykłej karczmy. Byłam bardzo podekscytowana. Panował tam ogłuszający rumor pijanych mężczyzn. Wszędzie rozbrzmiewała muzyka, wydobywana ze strun tanich gitar. Od tłumu ludzi powietrze zrobiło się gęste i było mi duszno, ale to nie przeszkadzało nam w tańcu. Uraczeni smakiem alkoholu, bawiliśmy się w najlepsze. Ze szkarłatnymi policzkami wyszliśmy na zewnątrz. Było cudownie. Niebo pokryte tysiącami gwiazd, mieniło się od ich blasku. Upojeni zabawą, położyliśmy się na pokrytej rosą trawie. Było romantycznie, kiedy objął mnie swoimi silnymi ramionami. Tonęłam w nich, zapominając o apodyktycznej matce i zbliżającym się terminie niechcianego ślubu. Ach, te wspomnienia. To nie mogło trwać wiecznie. On odszedł. Ja zostałam sama. Z dzieckiem. Musiałam sobie jakoś radzić. Koniec z użalaniem się nad sobą. Zamrugałam kilkakrotnie, by nie dać potoczyć się łzom i wróciłam do rzeczywistości. Kolejne odliczanie i kolejne poprawianie ruchów.
***
Ostatnia grupa dała mi nieźle w kość. Dziewczyny w wieku 19 lat tańczyły świetnie taniec klasyczny, ale nie miały partnerów. Kolejny problem do rozwiązania. Dziewczyny zabrały swoje rzeczy, pożegnały się i wyszły. Zamknęłam drzwi na klucz i udałam się do łazienki. Byłam zmęczona po trzech próbach, ale patrząc na zyski usatysfakcjonowana. Odkręciłam wodę, która zaczęła lać się do małej, białej wanny ze złotymi nogami. Ściągnąwszy z siebie ubranie, weszłam do ciepłej wody i zanurzyłam się po szyję w pianie. Odprężona, położyłam się do miękkiego łóżka, jedynej rzeczy, którą kupiłam do nowego domu. Zasnęłam otulona miękkim puchem ciepłej kołdry.